Czwartek.7 luty.Wieczór.Za oknami śnieg.Pokój.Ja i moje myśli splatające się z oddechem.Moje puste słowa.Jest mi dobrze.Za dobrze.A w okół cisza pochłania mnie bez reszty.
Chciałabym częściej tak jak dziś czuć coś jak namiastka nadziei.Otulają mnie ściany.Otulam się tym
wszystkim.
Wspomnienia.
Uśmiechnięte twarze,złote liście,czuły dotyk,duże dłonie,dni ,tysiące naszych chwil,które trwają i trwać będą dopóki będą chciały tego nasze rozdarte przez nieczułość serca.Wymazuję szarości.
Uśmiecham się najpiękniej jak tylko mogę,bo wiem ,że taka chwila jak ta długo nie nastąpi.
Dla siebie,ciebie,nas,was i lepszej przyszłości.W samotności.
Nie ma łez.Nie chce ich.Już nie potrzebuję.Bo trzeba umieć powiedzieć stop.
I zacząć po raz setny od nowa.Każdy początek jest początkiem czegoś dobrego.
Dla życia.
Rozpłyń się ze mną.Widzę Cię tu obok mnie,kimkolwiek jesteś mój nieznajomy.Poznaj mnie.Przyciągnij,ulecz.Trwaj.Niech już niczego nie pokrywa kurz.Zdmuchniemy go razem
i będzie pięknie,najpiękniej i poczuję ,że żyję
że mam po co żyć i będziemy płakać
szczęście będzie w końcu czymś osiągalnym
wyciągniemy po nie ręce,naprawdę.
Dobranoc